czwartek, września 5

PUP part 1

W zasadzie w moim życiu zmieniło się niewiele. Zrobiłam pewnie kolejnych kilka kroczków ku nerwicy i wrzodom :] Głównie za sprawą urzędu pracy - co jest sprawą dość oczywistą. Sama nie wiem czego się spodziewałam. Ludzkiego podejścia? Jasnych, czytelnych zasad? Uczciwości?

Ooo ja naiwna!

W dużym skrócie;
pierwsza wizyta u pośrednika zaowocowała mega stresem. Był wtorek, pani powitała mnie okrzykiem "leć, goń szukaj stażu, na teraz, na już, bo na koniec tygodnia to już nie będzie aktualne". Wyszłam z urzędu spięta do granic możliwości. W głowie kotłowało się jak nigdy, chociaż wiedziałam od razu, gdzie chciałabym pójść. W domu od razu złapałam za telefon, znalazłam numer w internecie i zadzwoniłam prosto do kierownika. Po krótkiej rozmowie zgodził się, ale... był w delegacji, daleko stąd. Mimo, że sprawa była super pilna to pewnych rzeczy się nie przeskoczy. On był daleko, a na miejscu nie było nikogo, kto mógłby wniosek wypełnić za niego. Zaproponował spotkanie w czwartek rano - najszybciej jak to było możliwe. Czas mnie gonił, miałam wybór, albo ryzykować i czekać na kierownika, albo szukać stażu gdzie indziej. W głowie kolejne zamieszanie, rozmowa telefoniczna z panią z PUPu, mimo, że decyzja w mojej głowie była już zanim pojawiło się pytanie. Oczywiście postanowiłam czekać, bo od początku zależało mi wyłącznie na tym konkretnym miejscu.

W czwartek rano, przed 9 czekałam na kierownika w ośrodku. Spóźnił się - pół biedy. Przyjechał, ale kazał czekać, bo po delegacji, musiał najpierw się przywitać i wrócić "na ziemie". Miał wrócić za pół godziny - nie wrócił. Zaczepił mnie, powiedzmy, pan porządkowy. Okazało się, że zaczęło się już spotkanie (tego dnia ośrodek miał kontrole itp) i kierownik będzie dostępny około 16... A dochodziła dopiero 10! Zupełnie zrezygnowana kazałam mu zapytać, czy mam czekać czy mogę już jechać do domu. Na szczęście kierownik sobie jednak o mnie przypomniał i poinstruował pana porządkowego co ma ze mną zrobić :]

Trafiłam "w ręce" pani Ani - naprawdę przecudownej osoby. Na początku powiedziała, że wypełni z tego wniosku tyle ile da radę, ale na pewno tego dnia nie zrobimy całości. Po chwili radości znowu się załamałam. Bałam się, że będzie za późno. Pani Ania chyba rozumiała moja sytuację, bo stwierdziła, że jednak postara się zrobić to od razu. Kierownik wpadł na chwilę, żeby podpisać się w odpowiednich miejscach i chwilę porozmawiać. Pomimo zamieszania zrobił na mnie naprawdę bardzo pozytywne wrażenie. To taki "ludzki" człowiek, mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi :P Podchodził do mnie jak do dorosłego człowieka, z kwalifikacjami, po studiach, bardzo poważnie, a nie tak jak w większości miejsc "a czego Ty tu dziecko szukasz?".

Pani Ania potrzebowała trochę czasu by "ładnie" opisać program stażu, więc umówiłyśmy się za dwie godziny.

Wróciłam do domu, zjadłam, bo rano z nerwów nie mogłam nawet nic przełknąć. Miałam świadomość, że w PUPie mogą się zasłaniać przekroczeniem terminu, ale byłam pełna determinacji, żeby im te papiery siłą "do gardła" wepchnąć.

Po dwóch godzinach wróciłam do ośrodka. Po minie pani Ani od razu wiedziałam, że nic z tego. Przy wypełnianiu wniosku trafiła na jakiś problem, więc zadzwoniła sama do PUPu z pytaniem, a tak w toku rozmowy wyszło, że szanowni urzędnicy nie przyjmą tego pieprzonego wniosku, który był już gotowy, jeśli ośrodek nie zagwarantuje mi pracy po zakończonym stażu...

Dno. Totalne dno. Jak tu żyć?
Ludzie w ośrodku byli naprawdę w porządku i gdyby była szansa na etat to bym go dostała. Naprawdę chcieli pomóc. Nawet sami skontaktowali się z innym podobnym ośrodkiem czy tam nie byłoby dla mnie miejsca.
Rozumiem ich sytuacje, że jako poważni ludzie nie mogli na wniosku zaznaczyć, że dostanę u nich pracę, skoro nie mają pewności jak sytuacja będzie się prezentować w nowym roku.
Nie rozumiem za to PUPu.
Pani powiedziała, że taki wniosek w ogóle nie przejdzie przez sekretariat. Że go nie przyjmą.
Gdyby to zależało ode mnie to bym im zawiozła te papiery i stała tam z nimi dopóki by ich nie przyjęli, ale to pracodawca składa wniosek a nie ja. Szkoda, bo nawet jeśli maja takie "zasady" to powinni przyjąć wniosek i wydać negatywna decyzję, od której mielibyśmy prawo się odwołać, a tak? Nie pozostało już nic tylko wracać do domu.

Zaznaczę jeszcze, że wcześniej - we wtorek, rozmawiałam z wspomnianą panią pośrednik na temat tego konkretnego miejsca i mówiłam jej również, że bez specjalizacji mam małe szanse na pracę tam, ale bardzo przydałby mi się ten staż. Ale wtedy nikt mi nie powiedział, że mam w dwa dni znaleźć taki staż, po którym mam gwarancję pracy. A szkoda. Bo dałabym sobie od razu spokój. Wiadomo, że takiego stażu nikt z ulicy nie dostanie.

Ok, wyszła naprawdę mega długa notka, więc dziś daje już spokój.
Chociaż niestety to nie był koniec moich "przygód" z PUPem.
Ale o tym następnym razem.

10 komentarzy:

  1. Witam moją "imienniczke" ;)
    Rozumiem, że nie bedzie happy endu i nie udało sie juz nic z tym fantem zrobic, przykro mi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Żabciu :) W tym przypadku happy endu niestety brak, ale ciągle mam jeszcze nadzieję, że znajdzie się jakiś inny ;)

      Usuń
  2. Szkoda, a nie mają gotowych ofert? U mnie pani czytała z listy, i wybrałam tą najbliżej domu. No i pracy też mi nikt nie zagwarantował po stażu... Jednak w Gdańsku mamy lepszy urząd pracy:(
    Trzymam kciuki by coś się znalazło dla Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już inna historia, staże kierowane były trochę później, te miały być imienne, ale o tym opowiem następnym razem.

      Usuń
  3. mi też pup załatwił staż bez problemu i bez żadnej gwarancji na zatrudnienie nic sama nie załatwiałam ciekawe czy się przepisy zmieniły czy to tylko tak na ''odczep się zrobili'' ale i tak jestem w szoku że Ci pracownicy w pracy, poświęcili Ci tyle uwagi jednak nie jest tak źle z ludzką stroną ludzkości:) przykro mi że nic z tego nie wyszło:/Czekam na ciąg dalszy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Regulamin" wymyśla kierownik danego urzędu... Prawda jest taka, że spieszyłam się na nieistniejące terminy i odrzucili mnie ze względu na nieistniejący regulamin :/ Ależ mnie złość nachodzi jak o tym myślę :/

      Usuń
    2. :/ no to faktycznie nie rozumiem czemu robią ludzi w balona

      Usuń
    3. Ja się domyśliłam. Wieczorem przy okazji następnej części opowiem o co w tym chodzi

      Usuń
  4. Nie chce Cię martwic, ale ja pracy szukam już rok...i niestety z marnym skutkiem :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą różnicą, że ciągle pracujesz ;) Nie czuję się komfortowo w ej sytuacji, ale wiem, że w końcu coś znajdę. Póki co nie martwię się jeszcze bardzo, tylko troszeczkę ;)

      Usuń