sobota, lipca 27

pożegnania

Kiedy o chodzi o zwykłych znajomych, trudno jest nam przewidzieć, które ze spotkań, w przyszłości okaże się być ostatnim. Zwykle nie zwracamy na to nawet uwagi. Z resztą kto z nas może wiedzieć, gdzie los rzuci nas za kilka lat? Może kiedyś, w dalekiej przyszłości, wiele kilometrów stąd gdzie jesteśmy dziś, wpadniemy jeszcze na siebie?

W większości przypadków tak się jednak nie stanie. Ludzie przychodzą i odchodzą i trzeba się z tym zwyczajnie pogodzić.

Jeśli chodzi o kogoś, kto nie był zwykłym znajomym, potwornie dziwna jest myśl, a raczej poczucie, że to spotkanie jest pewnie ostatnim. Obietnice wielkich powrotów i snucie wizji wzajemnych wizyt nie zawsze są jednak w stanie zamydlić oczu. Zwłaszcza od kilku miesięcy nie była to już relacja, która rokowała na przyszłość... Łatwiej jest mi więc mówić wprost, że nie spotkamy się już więcej.

Będzie mi brakowało wielu rzeczy, które zawsze będą się kojarzyć z tą osobą.
Ale każdy koniec jest początkiem czegoś nowego.

Ten przypadek jest wyjątkowy, ponieważ nie znoszę pożegnań. Nigdy nie akcentuję specjalnie takich sytuacji, ani nie roztrząsam ich w myślach. Tak trochę "wychodzę po angielsku", ale nie z przyjęcia, tylko z relacji, która i tak dobiega końca.

2 komentarze:

  1. Ech, szkoda, wielka szkoda, jak realcje sie koncza, zwlaszcza te dobre

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś się musi skończyć, by coś się mogło zacząć. Każdy koniec to początek. Nawet w przyjaźni.

    OdpowiedzUsuń