W życiu, tak jak w filmach zdarzają się nagłe zwroty akcji. Zaskakujące epizody, które zmieniają wszystko. Od jakiegoś czasu z niecierpliwością czekałam na to co wydarzy się tym razem. Długi okres ciszy i nadmiernego spokoju zawsze się czymś kończy. Nie rozumiem tylko jednej rzeczy - dlaczego do cholery zakładałam, że to będzie coś pozytywnego? Jakieś nagłe olśnienie? Dar z nieba?
Jest to nawiązanie do historii z wczorajszego posta, która dziś miała swój ciąg dalszy.
Nie wiem czy kiedykolwiek uda się czymś zabić ten niesmak, który pozostał.
Jestem trochę rozgoryczona.
To trudny wieczór, po ciężkim dniu. Po pierwsze spędzam go sama (mąż w pracy), po drugie od rana zajmowałam się chorym psem, bałam się, że się odwodni i ciągle biłam się z myślami czy już pora jechać do weterynarza. Całe szczęście późnym popołudniem wyraźnie poczuł się lepiej.
Teraz idę szukać zajęcia, które zabije czas do momentu pójścia spać, bo jakoś nie mam dziś serca do robienia czegokolwiek :/
przytulam:* gdybyś chciała pogadać daj znać:*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będzie lepiej. Gdybyś chciała pogadać to także się polecam.
OdpowiedzUsuńPS nie wiedziałam, że masz męża.
Najgorsze jest to oczekiwanie-co to tym razem się wydarzy i ta niepewność. A potem udane zaskoczenie-znowu pech. Tak zawsze jest w moim przypadku.
OdpowiedzUsuńSzkoda psiaka, dobrze,że już mu lepiej.