Dzisiaj będzie o tym, że czasem, mimo najlepszych chęci i tak wychodzi chujowo.
Miałam fatalny dzień.
Historia zaczyna się od tego, że kilka dni temu zmarł teść mojego brata. Najpierw planowałam jechać na pogrzeb, ale po kilku dniach i przemyśleniach stwierdziłam, że moja obecność tam jest zbędna. Nie jestem przez nich traktowana jak szczególnie bliska osoba. Czasem bywałam traktowana przez moją bratową gorzej niż ktoś obcy, a mam do nich prawie 200 km, więc taki wyjazd to nie drobnostka. Kiedy ich dzieciaki się rozchorowały pojawił się problem z kim mają zostać. W grę wchodziła opiekunka młodszego, ale sama ma w domu małe dziecko więc trudno byłoby jej tam dorzucić dwóch zakatarzonych malców. W rozmowie z mamą zaproponowałam, że przyjadę na parę godzin, żeby zostać z nimi w domu. Mama skonsultowała to z bratem i jego żoną, która od początku niezbyt chętnie to przyjęła, ale stanęło na tym, że mam przyjechać.
Wstałam dziś o 6 rano i ruszyłam w drogę. Mama odebrała mnie z dworca i pojechałyśmy prosto do ich domu. Myślałam, że robię dobrze, że się przydam. Nie długo.
Na podwórku przed domem było kilka osób, które szykowały się do wyjazdu do kościoła. Zdziwiłyśmy się równo kiedy się okazało, że w mieszkaniu brata nikogo już nie ma. Za moment przyjechała bratowa i się zaczęło... Opierdoliła mnie i mamę, że dzieci są już odwiezione do opiekunki i że gdyby wcześniej wiedziała, że tak będzie już dawno by je tam odwiozła. Darła się na nas przy wszystkich że za późno przyjechałyśmy, a było prawie półtora godziny do pogrzebu, a ja przyjechałam tam prosto z pociągu... I dobrze wiedziała, o której mam dojechać. Miałam ochotę w tym momencie odwrócić się i przejść te 200 km pieszo do domu... Nie byłam przygotowana na to, że mam iść na pogrzeb. Poszłam w jeansach, lekkiej kurtce i balerinkach mimo, że dziś było naprawdę zimno... Nie miałam nawet skarpetek, bo sądziłam, że w mieszkaniu będzie mi ciepło... Przed kościołem siedziałam godzinę w samochodzie i wyłam mojemu mężowi do słuchawki. Byłam tak wściekła i rozżalona, że nawet nie byłam w stanie mu opowiedzieć co się stało. A kiedy ja przestałam płakać to zaczęła mama.
Prosto z kościoła mama zawiozła mnie na busa, bo chciałam jak najszybciej dostać się do domu... Kiedy siedziałam już w aucie bratowa przyszła z płaczem przeprosić, ale nawet nie chciało mi się na nią patrzeć. Chciałam stamtąd uciec. Czułam się po prostu podeptana. Pewnie inaczej bym do tego podeszła gdyby to był pierwszy raz. Ale takie sytuacje miały już miejsce.
Mój brat miał dziś urodziny. Ale strach było do niego podejść, bo nigdy nie wiadomo kiedy żona znowu zaatakuje.
Obiecałam dziś sobie, że nigdy więcej tam nie pojadę.
Chciałam tylko pomóc a wyszło jak wyszło...
Nie pozwolę, żeby ktoś wycieram sobie o mnie buty.
Przez cały dzień nic nie zjadłam, tłukłam się taki kawał, potwornie zmarzłam, boli mnie cale ciało, straciłam prawie 100 zl na bilety i czuję się teraz fatalnie.
To straszne. Odpuść ich sobie na dobre. Szkoda zdrowia.
OdpowiedzUsuńBardzo to nieprzyjemna sytuacja. Może bratowa była przybita śmiercią ojca, bo inaczej tak chamskiego zachowania nie potrafię sobie wytłumaczyć...
OdpowiedzUsuńGdyby tak było to inaczej bym do tego podeszła, ale to nie pierwszy raz kiedy zachowała się w podobny sposób. Od początku chciała żeby tak było i postawiła na swoim. W związku z tym, że to był dzień pogrzebu jej ojca to się nie odezwałam. Stałam jak kołek i słuchałam jak się na mnie drze...
UsuńDla mnie to co ona zrobiła jest naprawdę chore i tylko duże nerwy mogłyby to tłumaczyć. Jeżeli ktoś zachowuje się w ten sposób bo ma taki charakter to ja zupełnie tego nie rozumiem.
Usuńmasakra po prostu jeśli tak jak piszesz nie był to pierwszy raz kiedy się tak zachowała to wcale się nie dziwię że nie szukasz z nimi kontaktu.....
OdpowiedzUsuńNa Twoim miejscu pewnie czulabym się podobnie...bo przeciez tak nie można z ludzmi postepowac...ja rozunmiem nerwy w takim dniu bo jednak pogrzeb to nic miłego, a jednak takie potraktowanie Ciebie przez bratowa to szczyt wszystkiego....przytulam Cię mocno ;*
OdpowiedzUsuńO jaaaa... Masz równie chorą rodzinkę jak ja... Tylko moja jest walnięta w inny sposób, ale współczuję. Nie płacz i pamiętaj że jesteś lepsza od nich. Po prostu lepsza. Trzymaj się mocno :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOjj przykro mi! :/ Powiem Ci może na pocieszenie, albo tak co byś poczuła, że sama nie jesteś, że też przeżyłam upokorzenie na pogrzebie. Gdy umierała mama mojego ojczyma nie było przy niej nikogo z rodziny - tylko ja i moja mama niemal do ostatniej chwili. Na pogrzebie gdy stałam w gronie rodziny powiedziałam, ze strasznie mi zimno, a kuzynka zmarłej odwróciła się i powiedziała - "to idź do domu, na co Ty tu potrzebna?".
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że już to przeżyłaś i nie zamierzasz się dłużej przejmować!! Nie warto przez takiego buraka:)