niedziela, lutego 16

A za ścianą jakieś karaoke. Lepsze było to w wykonaniu obcokrajowców do piosenek ABBY przed godziną, niż to obecne - nasze polskie, klasyczne disco polo i dziki chichot naszych polskich, klasycznych pustaczków...

Ogromnym minusem jest to, że w "moim" hostelu wszystko słychać. Dosłownie wszystko. Każdy trzask, przekręcenie klucza w zamku, dźwięk włączania światła w pokojach obok. Zawiasy w drzwiach są chyba zbyt poluzowane, bo kiedy ktoś z sąsiadów się przemieszka, trzaskają nie tylko jego drzwi ale i moje własne. O ile byłoby to do przeżycia o tyle zerowa kultura niektórych współmieszkańców powala na kolana. Jeśli już uda się zasnąć około 23 to i tak więcej niż pewne, że będę regularnie budzona co kilkadziesiąt minut przynajmniej do godziny 3 nad ranem, kiedy wracający z imprez w mieście przetoczą się przez korytarz radośnie rechocząc i rozmawiając z takim natężeniem głosu jakby chcieli przekrzyczeć startujący odrzutowiec. Nikt nie potrafi przejść do pokoju w milczeniu. Ciekawa sprawa.

Za to około 7 rano, kiedy ja muszę już wstać, aż strach oddychać, bo jest tak cicho jakby wszyscy umarli.
Czy hostel służy tylko za metę po imprezie?

Nawet nie wiecie jak się cieszę, że jutro będę się kładła do własnego łóżka i miała za ścianą własnych spokojnych sąsiadów.

3 komentarze:

  1. Wobec tego, aby do jutra:-).

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja byłam ostatnio w hostelu, jak wróciłyśmy po 12 z koncertu, i poszłyśmy się kąpać to pani nam weszła do łazienki i prosiła by ciszej puszczać wodę bo jedna pani się skarży,że chce spać. Różnie to w hostelach bywa. Ale ludzi można fajnych poznać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. trzeba było śpiewać z nimi:D a nóż wykasowałabyś konkurencje:D a tak na poważnie to wiem jakie to może być męczące a nie wyspany człowiek nijak się ma do wypoczętego:)

    OdpowiedzUsuń