Sprawa, wokół której wszystko się rozgrywało chyba się rozmyła. Kolejne spotkanie w sprawie pracy - sama już nie wiem które z tą konkretną firmą, nie wniosło niczego nowego, poza jeszcze większym zamętem w mojej głowie.
Na początku zawsze wszystko kolorowo, a z czasem wychodzi na to, że każde poprzednie słowo mijało się odrobinę z prawdą. A z małej nieścisłości w końcu wyrasta duża pomyłka.
Po rozmowie z mężem, który o dziwo wyjątkowo mnie w tym wspiera, postanowiłam odpuścić i szukać dalej. Jutro, jak już trochę odpocznę opowiem Wam na drugim blogu o co dokładnie chodziło w tej pracy.
Ale żeby nie było, dzień nie był zły :)
Co prawda w nocy mało spałam, a większą część dnia spędziłam na wyjeździe, więc jestem zmęczona.
Kiedy wracałam do domu pani konduktorka w pociągu przywróciła mi wiarę w ludzi ;) Nie zdążyłam kupić biletu w kasie, a nie miałam siły siedzieć i czekać na następny pociąg, więc wskoczyłam do tego, który lada chwila odjeżdżał. Poszłam do wspomnianej pani, żeby kupić bilet. Zmartwiła się, że u niej muszę dopłacić do niego 8 zł. Już miała go drukować, ale coś do mnie powiedziała. Było głośno i usłyszałam tylko, że mam usiąść.
Pani podeszła do mnie dopiero na następnej stacji. I sprzedała mi bilet nie z głównej, na której wsiadłam, a z kolejnej - małej stacyjki, na której nie ma kas, dzięki czemu w pociągu nie trzeba dopłacać tych 8 złotych...
Niby tylko kilka złotych, a zrobiło mi się wyjątkowo miło, że tak zrobiła :)
A ze spraw innych to od jakiegoś czasu nie widuję już mojej ulubionej zielonej miski. Przeszukałam szafki w kuchni - nie ma. Dzisiaj przeszukał je mąż - dalej nie ma. Podejrzewam, że to mój małżonek właśnie jest sprawcą jej zniknięcia. Ale podejrzany, do winy się nie przyznaje. Mało tego! Zrzuca ją na mnie! A ja z ręką na sercu mówię, że nie wiem gdzie ona jest.
Wygląda na to, że ktoś się włamał do naszego mieszkania, ukradł miskę i uciekł nie zostawiając śladów.
Jednak można spotkać życzliwych ludzi ;)
OdpowiedzUsuńTa myśl podnosi jednak na duchu ;)
Usuńo proszę a ja myślałam że pani w pociągu kazała Ci jechać bez biletu a jej dać połowę kasy za bilet podobno to teraz norma w pkp:/ No ale jak widać Ty trafiłaś na tą z powołaniem:)
OdpowiedzUsuńA co do zielonej miski to może jakieś ufo Was nawiedziło??????
Nie mam pojęcia. Szczerze mówię, że nie mam już pomysłów co mogło się z nią stać. No wyparowała...
UsuńJako, że w kwietniu miałam niezbyt miłą przygodę, to na przyszłość radzę dopłacić te 8 zł do biletu. Na dworcu w mojej rodzinnej miejscowości od co najmniej 2 lat też nie ma kasy, więc normą jest, że jak się wsiada do pociągu to się robi kolejka u konduktora, często pasażerowie słyszą: "proszę usiąść, ja zaraz podejdę". Okazało się, że w pociągu jest rewizor i podróż kosztowała mnie nie 7, a 113 zł, a raczej kosztowałaby, bo rewizor był tak rozgarnięty, że nie umiał spisać danych z dowodu, a i ogólnie zachował się mówiąc najzwyczajniej po chamsku, bo ludzi wsiadających na tej samej stacji, co on też skasował, więc reklamacja i skarga na tego pana poszła w odpowiednie miejsce.
OdpowiedzUsuńA o pracy chętnie poczytam, jak mi udostępnisz. Też teraz szukam, po przeprowadzce.
Kiedy konduktorka coś do mnie powiedziała usłyszałam tylko końcówkę, żebym usiadła. Ona w tym czasie coś robiła na tym swoim urządzonku więc myślałam, że jak wydrukuje bilet to mi go poda i tyle.
UsuńNie moja inicjatywą było kupowanie biletu od kolejnej stacji.