wtorek, stycznia 22

dobre nawyki

Kiedy byłam jeszcze nastolatką i to taką, niezaawansowaną w wieku, wszędzie chodziłam z telefonem komórkowym. Szkoła to jasna sprawa, ale niosłam go też do łazienki i we wszystkie inne punkty domu, do których się przemieszczałam. Spałam z telefonem pod poduszą, a niejednokrotnie z telefonem w dłoni.

Z czasem fascynacja telefonem mi przeszła. Dziś staram się pamiętać o nim kiedy wychodzę na dłużej z domu, ale kiedy już tu jestem przeważnie nie wiem nawet gdzie on jest. Taka właśnie zdrowa relacja między mną a komórką.

Tzn. wydawało mi się do tej pory, że jest zdrowa.
Ale nie jest i to bardzo nie jest.

Rano jak zwykle wyszłam z psem na spacer. Przeważnie spotykam wtedy wielu sąsiadów, którzy akurat wychodzą do pracy/szkoły itd., ale dziś wyjątkowo wstaliśmy pół godziny później i nie widziałam na klatce nikogo.

Nawet nie wiecie jakie było moje zdziwienie gdy wracając chciałam wbić kod do domofonu, a on nic. Głucha cisza, domofon martwy. Nikt nie zdążył mnie uprzedzić, że na klatce nie ma prądą. A że wyszłam "prosto z łóżka" to moje własne zdolności percepcyjne były dość ograniczone - nie zauważyłam, może inni też nie?
Drzwi wejściowe można oczywiście poza domofonem otworzyć tradycyjnie - kluczem. Ale przecież Żaba, to kobieta nowoczesna i tak przestarzałych sposobów nie używa, więc i klucza nie posiada :]

Próbowałam się włamać moim kluczem od mieszkania, ale jak się można domyślić nic z tego nie wyszło. Kiepski byłby ze mnie włamywacz :]

W międzyczasie pies zaczął mi zamarzać. Podnosił łapki coraz wyżej dając mi do zrozumienia, że mam się pospieszyć. W końcu wzięłam go na ręce, ale za wiele nam to nie dało. Jak na złość nikt akurat nie wychodził, ani nawet nie próbował wejść. Naprawdę chciało mi się płakać. Co za beznadziejna sytuacja. Gdybym zabrała ten głupi telefon ktoś przyszedłby nas uratować, a tak? Większości sąsiadów już nie było, ci którzy zostali chyba spali (sądząc po opuszczonych roletach). Kto miał rano wyjść ten już wyszedł...

Jeszcze chwila, a zdjęłabym kurtkę, żeby okryć mojego biednego zwierzaka. Myślałam, że się zatrzęsie na śmierć :(

Ostatecznie nie zamarzliśmy pod drzwiami tylko dlatego, że wychodzili akurat sąsiedzi z klatki obok (tam też nie było prądu, więc nie mogłam do nikogo zadzwonić) i ich zaczepiłam. Najpierw próbowali włamać się swoim kluczem :D a jak nie wyszło to zadzwonili z komórki po sąsiadkę, żeby po mnie zeszła ;)

Taka pierdoła, a nie wiadomo co zrobić.
Muszę sobie dorobić ten klucz.
I znowu zacząć nosić wszędzie telefon.

20 komentarzy:

  1. No widzisz, gdybyś zabrała telefon, pewnie wszystko poszłoby zgodnie z planem. Jak coś idzie nie po naszej myśli, to wszystko na raz :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech.. te nowoczesne domofony.. U nas ostatnio było lepsze jajo, jakiś przykładny sąsiad przekręcił drzwi wejściowe na 3 razy tak, że "cycek-elektryczek" i kod nie był w stanie ich otworzyć. Na szczęście udało mi się otworzyć drzwi z mojego źle dorobionego klucza, bo bym stała z dzieckiem i czekała na szczęście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas na szczęście nie zamyka się ich kluczem, same się zatrzaskują. Z resztą większość używa kodu, mało kto nosi klucz...

      Usuń
    2. Kasiula, zamyka się. Właśnie w ten sposób się o tym dowiedziałam.. :) Jak się zatrzasną to są na pół obrotu "przekręcone"

      Usuń
    3. W takim razie dobrze, że moi sąsiedzi o tym nie wiedzą ;)

      Usuń
  3. Jak dobrze, że oni mieli telefon do kogoś z twojej klatki. Inaczej to ja bym chyba zaczęła kulkami ze śniegu rzucać w okna :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Sąsiadka z mojej klatki była u nas w radzie mieszkańców i dużo ludzi ją zna ;)

      Usuń
  4. Myślałam, że napotkam notkę o zdrowych nawykach żywieniowych ;) tak mi się po tytule ubzdurało :D. Jednak co do kluczy to ja ciągle zapominałam je brać z domu, do czasu jak w pracy stałam pod biurem 1,5 h i czekałam na spóźnioną koleżankę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja tez tak kiedys wszedzie phona nosiłam a teraz juz tak nie, tzn nosze ale nei ze wzgledu na to ze to telefon, tylko ze wzgledu na to ze to mp3 :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, że ktoś pomógł:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak się czyta, to śmieszna sytuacja, ale jak by się tak stało ( a ja też nieraz szarpałam się z kluczem od drzwi, bo się zacinają) to masakra. Na szczęście, wszystko się ułożyło. Ale dziwne, że zawsze jak nie potrzeba, to miliony osób się kręci, a jak kogoś potrzebujemy, to cisza na horyzoncie. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  8. U mnie w domu nikt nie ma klucza do drzwi na klatkę, wszystko załatwia kod,ale nawet nie pomyślałam co by było gdyby prąd wysiadł?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie :) Dorób sobie klucz, póki czas ;)

      Usuń
    2. W razie czego bym weszła przez balkon. Choć gdyby nikogo nie było w domu-zdarza się rzadko,a jednak to i tak nic by mi to nie dało ;) A żeby było śmieszniej mój tata w firmie ma od dawna punkt dorabiania kluczy, a jakoś się nie składa by dorobić ;)

      Usuń
  9. a u nas domofon jest a drzwi i tak można otworzyć po prostu pchnięciem, a co. :) Jednak jak ktoś nie wie, to dzwoni :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też mam teraz taki nawyk, że jadę gdzieś i nie biorę telefonu. Kiedyś stałam pod domem w nocy z mężem, bo wszyscy spali, a klucza nam nie zostawili. I też było zimno. Pomogło rzucanie małych kamyczków na dach, obudziliśmy szwagra ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Hahah;p Przypomniała mi się sytuacja w liceum, kiedy na przerwie odebrałam telefon i w trakcie rozmowy oznajmiłam, że zostawiłam w klasie telefon. Wykrzyczałam to do słuchawki wbiegając do klasy, w której siedział nauczyciel. Ta chwila, kiedy spoglądam na telefon w mojej ręce i badawcze spojrzenie nauczyciela...
    Teraz nie odbieram zbyt często telefonu, ale wciąż jest częścią mojej dłoni.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ooj, współczuję i Tobie, i zwierzakowi, ja bym się chyba załamała gdyby mnie coś takiego spotkało :/ Okropne, ale ważne że się w końcu udało dostać do środka :) Oby więcej Cię to nie spotkało, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń