Minęło nam już półtora roku spłacania kredytu hipotecznego, który braliśmy za pośrednictwem firmy doradztwa finansowego, a w zasadzie jednego z jej pracowników, nazwijmy go roboczo Kowalski Jan. Do czasu podpisania umowy był wspaniały i bardzo kompetentny, po tym fakcie jednak pokazał nam gdzie dokładnie nas ma :] Opisywałam tą sytuację tutaj.
Wczoraj do męża zadzwonił inny przedstawiciel tejże firmy z kuszącą propozycją zmniejszenia w magiczny sposób marży kredytu. Mąż na wstępie zaznaczył wyraźnie, że jeśli chce nam zaproponować kolejny fundusz inwestycyjny to szkoda naszego i jego czasu, bo nie jesteśmy zainteresowani. Pan twierdził jednak, że chodzi o co innego, że to ostatnia szansa, że jest jakaś okazja itp, itd. Zostaliśmy zaproszeni na spotkanie, tym razem do innej placówki niż poprzednio.
Dość sceptycznie nastawieni udaliśmy się dziś, żeby wysłuchać co takiego pan wymyślił. Stwierdziliśmy, że nic nie tracimy, a nóż widelec coś ciekawego nam powie.
Na samym początku mąż oznajmił mu, że mamy lekki uraz po załatwianiu spraw z jego poprzednikiem, głośno wymieniając imię i nazwisko owego pana i bardzo dokładnie opisując wszelkie żale jakie do niego mamy (wcześniej oczywiście zgłaszaliśmy to do ich "szefów"). Pan się lekko zmieszał i już wtedy zauważyłam, że coś tu nie gra :D Ale dopiero po ponad godzinę okazało się co. Otóż Kowalski Jan, najwyraźniej znudzony już czekaniem na nasze wyjście opuścił boks tuż obok naszego i cały skulony udał się do wyjścia nie racząc nas nawet spojrzeniem :D Warto było czekać na tą chwilę ponad rok. Pół dnia śmiałam się z tej sytuacji. Nie wiedzieliśmy, że siedzi tuż za ścianką, ale inny pracownicy zgromadzeni w pomieszczeniu wiedzieli. I równocześnie słyszeli co mówimy na jego temat.
Spędziliśmy tam ponad półtorej godziny. A o co chodziło? Oczywiście o kolejny fundusz inwestycyjny!
Pan zapytał nas ile mamy oszczędności i był w szoku kiedy usłyszał, że wcale :] Kupiliśmy mieszkanie, ciągle jeszcze nie skończyliśmy remontów, jesteśmy młodzi, skąd mamy mieć oszczędności?
A ja myślę, że mamy po dwadzieścia kilka lat i najlepszą inwestycją na dziś jest inwestycja w siebie. W swój rozwój, w swoje kształcenie. Żeby za 10 lat mieć pewną pozycję, a nie, żeby za te 10 lat mieć kilkanaście tysięcy z kolejnego (!) funduszu inwestycyjnego, które i tak nie są pewne.
A próbowaliście skorzystać z rad takiego doradcy finansowego nie powiązanego z żadną firmą, takiego który jakby to powiedzieć "zarabia sam na siebie". Wiem, że jest coś takiego. Moja siostra korzysta z usług takiego doradcy, mają go z firmy przydzielonego. Podobno jest bardzo kompetentny, co wiąże się też z jego stawką, bo bierze: 200zł/h o_O . Ale wydaje mi się, że warto pomyśleć o tym i nie słuchać już bredni takich doradców co to chcą wcisnąć wszystko i wszystkich :)
OdpowiedzUsuńGeneralnie nie potrzebujemy teraz rady w sprawach finansowych. Kiedy braliśmy kredyt to było wygodne, bo załatwiał za nas wszystkie formalności i faktycznie pomagał w kwestii zakupu mieszkania, bo znał się na tym wszystkim. Dopiero po wszystkim ten pierwszy się na nas wypiął. Teraz w zasadzie już nic od nich nie chcemy. Tylko myśleliśmy, że faktycznie jest szansa na mniejszą marżę.
UsuńNo to przynajmniej zeście nieświadomie kolesiowi dogadali
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej dla tamtego miny i uciekania było warto;) chyba kredyt to najlepiej z banku państwowego.
OdpowiedzUsuńTo uslyszal co o nik inni obcy ludzie sadza...moze dzieki temu cos zrozumie...kto wie;)
OdpowiedzUsuńWarto było stracić trochę czasu jednak, dla miny poprzedniego doradcy ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Leną :) Sama chętnie bym zobaczyła jego minę ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam na moje oba blogi, są nowe posty :)