Pierwsze dwa dni zjazdu były fatalne. Do tego stopnia, że czułam się jakbym siedziała tam już ze dwa tygodnie, a narzekaniom (nie tylko moim) nie było końca. Frustracja sięgała u mnie granic możliwości. Na szczęście kolejne dwa dni były już znacznie lepsze, bo gdyby nie to, zaczęłabym już wątpić w sens tego wszystkiego...
Ostatnio dużo u mnie przemyśleń, na różne tematy. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale myślę, że to jest właśnie ten moment, w którym poczułam się wolna. Pierwszy raz od wielu lat wolna od żalu. Potrzebowałam na to dużo czasu. Nie potrafiłam i chyba nie chciałam uporać się ze wszystkim co w ostatnich latach spotykało moją rodzinę. Miałam w sobie dużo złości, ale myślę, że miałam do tego prawo. Myślę sobie też, że już wystarczy. Dzisiaj czuję ciepło w sercu i jakąś taką radość. Jakbym po długiej rozłące spotkała się z samą sobą.
I bardzo sie ciesze ze masz ta radosc w sobie, bo wazne jest zeby zyc w zgodzie ze samym soba :)
OdpowiedzUsuńCzyli czas jest najlepszym lekarstwem na wszelkie złości i pretensje do losu :)
OdpowiedzUsuńnie był to łatwy czas dla Ciebie ale jak sama piszesz w końcu musi zaświecić słońce:)
OdpowiedzUsuńCUdowne uczucie, nieprawdaz? :)
OdpowiedzUsuń