Dziś zostajemy we wczorajszym temacie, bo i jest okazja - nowy początek ;) Początek książki, bo cykl ćwiczeń z Ewą się zapętlił, więc pora na podsumowanie.
Będzie długo i monotematycznie, bo o książce Ewy Chodakowskiej.
Wiem, że są różne opinie na temat wspomnianej książki, ale trochę ze smutkiem stwierdzam, że te negatywne często wynikają z braku zaradności. Piszę, że ze smutkiem, bo mi szkoda, że ktoś wydał kasę i nie skorzystał z ćwiczeń, a warto, jeśli ćwiczenia nie są krótkim epizodem.
Ale od początku. Mowa oczywiście opozycji "Zmień swoje życie z Ewą Chodakowską".
30 dni, 30 treningów i 30 jadłospisów.
Co prawda zaczęłam o wiele dawniej niż 30 dni, ale w trakcie nie porzuciłam moich ulubionych programów na płytach czy propozycji innych trenerów. Przeplatałam ze sobą różne zestawy, co jakis czas wracając do książki na kilka kolejnych dni.
Wczoraj wypełniłam ostatnią kartę i z ogromną ciekawością zabrałam się dziś za program z dnia pierwszego. Dzięki temu, że zapisywałam ilość wykonanych powtórzeń, mogłam łatwo ocenić czy nastąpił postęp. Ano nastąpił :) No ale nie przyszłam się tu przechwalać, tylko podzielić spostrzeżeniami.
Przede wszystkim - dla kogo jest ta książka. Każdy może z niej skorzystać, ale szczerze mówiąc, nie polecałabym jej osobom początkującym. Nie ze względu na stopień trudności samych ćwiczeń, a co obsługi i organizacji całego treningu. Na początek treningi Ewy na płytach zdecydowanie wystarczą, a jest ich już sporo, więc można wybierać, wymieniać i cieszyć się z ćwiczeń dość długo. W tym czasie organizm przyzwyczai się do aktywności, a większość ćwiczeń, które prezentowane są w książce będzie już na tyle "znajoma" by nie było problemu z poprawną techniką ich wykonywania. Jak już się ktoś wkręci to niestety przyjdzie taki czas, że programów będzie za mało. Ile można ćwiczyć w kółko to samo? Po pewnym czasie znamy je prawie na pamięć,a ta sama płyta odpalona po raz któryś z kolei zaczyna drażnić i potwornie nudzić.
To jest właśnie ten moment, kiedy książka jest wybawieniem :)
Większość ćwiczeń pojawia się wcześniej, a jeśli nie to ich opisy są na tyle jasne, by można było je wykonać poprawnie. Na początek warto się z nimi zapoznać.
Główny zarzut dotyczy trudności w oznaczeniu ćwiczeń, wertowaniu kart w poszukiwaniu kolejnych, stratę czasu i ogólnie zbyt skomplikowany system. Moi drodzy, właśnie po to zostawione są nam czyste karty, tuż obok rozpisanego treningu.
Na czystej stronie wypisuję ćwiczenia, które mam kolejno wykonywać, nie numerkiem, a własnym skrótem myślowym lub pełna nazwą ćwiczenia, tak by tylko rzucić okiem i od razu wiedzieć co dalej robić. Obok tworzę tabelkę, w której wpisuję ilość powtórzeń, które wykonałam w określonym czasie. To dodatkowe utrudnienie, bo trzeba to zrobić szybko i sprawnie przejść do kolejnego ćwiczenia, ale w sytuacji kiedy po czasie wrócimy do tego samego zestawu warto wiedzieć jakie postępy poczyniliśmy :) A kto nie chce, po prostu nie zapisuje :)
Treningi są oparte na czasie wykonywania ćwiczenia, nie na określonej liczbie powtórzeń. Dostajesz 20, 30 lub 40 sekund - jak bardzo będą intensywne to zależy już tylko od Ciebie i Twoich możliwości. Z własnego doświadczenia wiem jednak, że doganianie samego siebie jest znacznie bardziej motywujące niż trzymanie rytmu trenera na filmie. "W końcu w pierwszej serii zrobiłam 15, jak to, teraz mam nie dać rady?!"
Odliczanie czasu przy pierwszym treningu było dla mnie wyzwaniem. Nie miałam kompletnie pomysłu jak mam to zrobić. W kluczowym momencie okazało się nawet, że nie mam w telefonie stopera :/ Z resztą zwykły stoper nie podoła temu wyzwaniu. Tu potrzebny jest stoper interwałowy, który można znaleźć na przykład tu: http://sercesportowca.pl/stoper_online.html (dodatkowo posiada on sygnał dźwiękowy, więc nie musimy śledzić do wzrokiem), dodatkowo w nowym oknie otwieram zwykły stoper, którym odmierzam czas odpoczynku. Po kilku dniach taka organizacja ćwiczeń nie stanowiła już żadnego problemu, a dzięki temu, że nie muszę wsłuchiwać się we wskazówki trenera mogę w trakcie słuchać ulubionej muzyki, co znacznie ułatwia sprawę (przynajmniej mi :)).
Dla mnie ogromną zaletą książki jest to, pojawiają się dni, w którym dostajemy pewną dowolność w doborze ćwiczeń, dzięki czemu uczymy się układać własne zestawy, w zależności od tego na co akurat mamy ochotę :)
Jeśli chodzi o kwestię jadłospisu to możemy znaleźć tam również wiele ciekawych informacji na temat konkretnych produktów i ich wpływu na organizm, natomiast jak się sprawdza w praktyce - nie mam pojęcia, bo do tej pory przygotowywałam tylko jedną potrawę z podanego przepisu, ale nie wykluczam, że nadrobię, bo wszystko wygląda mega apetycznie.
Ufff nastukałam się po klawiaturze, mąż mój już ciekawskim okiem rzuca co tam skrobię, więc kończę, bo jeszcze nie opanuje swojej ciekawości i tu trafi, a tego bym nie chciała ;)
No, to teraz Wasza kolej, kto ma, kto korzysta, jakie Wy macie wrażenia?
Dzięki za poddanie pomysłu. Na pewno skorzystam, przynajmniej z ćwiczeń.
OdpowiedzUsuńMoja siostra ma jej książki, płyty - po chwilowym zachwycie czar prysł. Fatalnie się czuła po tych ćwiczeniach. Fakt, że miała problem z kolanem, ale wujek chirurg i ortopeda stwierdził,że te ćwiczenia Ewy trzeba robić rozważnie bo nie są to ćwiczenia specjalistyczne. Nie wiem, ja tam się nie znam i nie ćwiczę z nią.
OdpowiedzUsuńJa też nie jestem specjalistą, więc trudno mi jest stwierdzić, w każdym razie każda aktywność fizyczna niesie ryzyko kontuzji, nawet zwykłe chodzenie, natomiast mi niedługo minie 2 lata ćwiczeń i odpukać nic złego się nie działo, mimo, że też miewałam problem z kolanem.
UsuńJa zaliczam się do tych, co nie ćwiczą z Chodakowską ;) Jakoś mnie nie przekonuje, szczerze mówiąc :) Ale podziwiam i trzymam kciuki za dalsze ćwiczenia
OdpowiedzUsuńDla mnie Chodakowska to chyba za ciężka :) Wolę Mel B. Podziwiam determinację i samą chęc :)
OdpowiedzUsuń