poniedziałek, września 30

ciąg dalszy

Nie lubię ideałów.
Nie, nie - właściwie, nie lubię ludzi, którzy samych siebie tak postrzegają.

Jestem naprawdę zmęczona podejściem rodziny męża do kwestii mojej pracy. Tak bardzo, że wizja spotkania z nimi przyprawia mnie o dreszcze. Jednocześnie nie potrafię zrozumieć tej sytuacji . Po prostu nie potrafię. Po pierwsze nie wiem czemu aż tak bardzo się tym zajmują, po drugie przeraża mnie lekko bierna postawa mojego męża w tej sytuacji. Pomimo rozmów i obietnic, że oczywiście stanie po mojej stronie, w trakcie jakoś o tym zapominał. Nie wyobrażam sobie, że będąc w moim rodzinnym domu, ktoś z moich bliskich miałby taki tupet, żeby robić mojemu mężowi wyrzuty na temat tego co robi i pouczał go jak ma żyć. Abstrakcja.

Może w tym jest właśnie rozwiązanie zagadki? Zostałam wychowana w inny sposób. Zostałam nauczona szacunku do drugiego człowieka i jego własnych wyborów. Czasem błędnych, ale jego własnych, które nie są moją sprawą. Każdy uczy się na własnych błędach, więc w pewnym sensie już jako dziecko dostałam "pozwolenie" na popełnianie błędów i wyciąganie z nich wniosków. Myliłam się nie raz, często na oczach mamy, która zaciskała zęby, bo wiedziała, że czasem nie powinna się wtrącać. I nie osądzała mnie nigdy i nie robi tego nadal. Po każdym potknięciu mogę do niej pójść i wiem, że nigdy nie usłyszę "a nie mówiłam?!".

Może dlatego nie mogę znieść zachowania teściów.
A więcej na drugim blogu.

8 komentarzy:

  1. widzisz rodzice są po coś ale tylko nie którzy z nich potrafią zacisnąć zęby i się nie wtrącać....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, tylko, że ja z teściami nie mam teraz tak dobrego kontaktu żeby stawiać ich na równi z moimi rodzicami... Dla mnie zawsze to będę rodzice mojego męża, a nie moi, więc nie widzę powodu, żeby traktować ich jak własnych...

      Usuń
  2. Najgorzej, jak ktoś nam próbuje kreować ścieżki...

    OdpowiedzUsuń
  3. Rodzice, czy teściowie mieli czas na swoje decyzje, i kreowanie życia jak im się podobało-pewnie mnóstwo razy popełnili błędy. Teraz zaś powinni tylko trzymać kciuki, i wspierać dzieci w decyzjach które podejmują, a nie starać się układać im życie wedle własnych wizji.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też jestem zwolenniczką tego, że każdy uczy się na własnych błędach i sam wyciąga z nich wnioski...

    OdpowiedzUsuń
  5. Skądś to znam. Ja też byłam inaczej wychowywana, uczyłam się na błędach, dlatego każde moje świadome wybory są zazwyczaj krytykowane i wyśmiewane przez teściów. Bo ja jestem dziwakiem, a najlepiej to przestawić się na ich tryb życia. Czyli orać pole, aż padniemy na pysk, bo chociaż facet ledwo żyje, pole uprawiać musi. A ja się nie daję i żyję po swojemu. Gdybym z tego zrezygnowała, byłabym nieszczęśliwa, a tak żyję swoim życiem i mam w dupie opinie innych. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. znam to. Zbyt dobrze chyba. Moi rodzice zawsze mówią co myślą na temat ale zawsze WYBÓR należy do mnie. Tak zostałam wychowana. I dziękuję im za to ogromnie, bo to jest bardzo ważne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Żabko.
    Bardzo wciągnął mnie Twój blog....mogę zostac na dłużej?

    OdpowiedzUsuń