Kiedy moja wena (za sprawą lekkiego "kopniaka w dupę") w końcu się pojawiła i niemalże od rana siedziałam zagłębiając się w tajniki mojego tematu mgr, "wciągnięta" jak nigdy i gotowa siedzieć tak do oporu, choćby i bladego świtu to jak zwykle coś musiało stanąć mi na drodze :]
Nagle światło zgasło. Ot tak po prostu.
A w ślad za nim wszelkie sprzęty elektroniczne.
W całej dzielnicy wyłączyli prąd.
Zmuszona sytuacją wykąpałam się dzisiaj przy świecach - nie, wcale nie było romantycznie ;] Obeszłam mieszkanie zastanawiając się co wyłączyć z gniazdek, żeby w środku nocy nie zrobiło mi niespodzianki (np. nagły okrzyk z telewizora :P), po czym zrezygnowana położyłam się do łóżka. Poleżałam kilkadziesiąt minut i nagle świat zapaliło się spowrotem.
Ale co z tego, skoro tak mnie wybili z rytmu, że sama teraz nie wiem co ze sobą zrobić?
Ja bym zadzwonila z reklamacją :P
OdpowiedzUsuńoj ta złośliwość rzeczy martwych:P
OdpowiedzUsuńHehe, skąd to znam;) Ale taka okazja, na romantyczny wieczór i małżonek nie wykorzystał?
OdpowiedzUsuńMałżonek był w nocy w pracy ;) Zawsze jak potrzebny to go nie ma ;)
UsuńU mnie było to samo. I to dwa razy wieczorem :[
OdpowiedzUsuń