Przedpokój nabiera kurkumowego koloru a ja modlę się do podręczników. A moja motywacja do działania jest na poziomie naprawdę depresyjnym.
Na szczęście w końcu udało mi się załatwić pewną zaległą sprawę.
Kilka lat temu poszłam do pracy, w której pracodawca wymagał posiadania konta w konkretnym banku, z którym miał zapewne podpisaną umowę. Nie była to moja pierwsza praca - wcześniej miałam półroczny staż, w trakcie którego dla wygody założyłam konto, żeby co miesiąc nie sterczeć w kolejce po pieniądze. Z tego właśnie konta korzystam do dziś.
Wracając do tematu - druga praca nie przypadła mi do gustu. Dodatkowo połączyło się to z problemami ze zdrowiem, w wyniku których musiałam kilka dni odpoczywać w domu. W tym czasie zostałam zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną i dostałam inną pracę - o wiele lepszą.
Jak można się domyślać w pracy numer 2 nie zabawiłam zbyt długo, ale konto w banku pozostało :]
Przez te kilka lat żyłam sobie w błogiej nieświadomości nie korzystając z tego konta. Aż nagle, pewnego dnia doznałam olśnienia. Właściwie przypadkiem, poprzez zupełnie inną sprawę ktoś uświadomił mi, że zapewne bank nalicza mi jakieś opłaty, chociażby za kartę.
I tak z konta założonego "na odwal się" zrodził się problem.
Wygrzebałam schowaną głęboko kartę i poszłam zamknąć moje nieużywane konto.
Miałam szczęście, bo miesiąc po tym jak zostało zostało utworzone zmienił się regulamin. Moje opłaty liczone były według starych zasad i dzięki temu minus nie był aż tak bolesny dla mojego portfela.
Mam nauczkę, żeby takie sprawy załatwiać na świeżo -zanim zdążę o nich zapomnieć na kilka lat. Nie straciłam dużo pieniędzy - 30 złotych, ale stres który przeżyłam wyobrażając sobie wielkość mojego długu - szkoda gadać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz